Pyszny luty w Grundo
Od czterech tygodni nie jestem już sama. Ze względu na pogodę przyjazd dziewczyn opóźnił się o dwie i pół doby i te ostatnie godziny oczekiwania wydawały się wiecznością.
Wreszcie dotarło do mnie, że tutaj, szczególnie zimą, lepiej się do żadnych planów nie przywiązywać. Bo sztorm, bo śnieg, bo wulkan... I co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Może właśnie dlatego Islandczycy mają ekstremalnie luzackie podejście do wszystkiego. Czasem doprowadzają mnie tym do szału, ale pomalutku absorbuję ten chill.
Odkrycie numer dwa, to taka oczywistość, że człowiek potrzebuje stada, szczególnie w trudnych warunkach. Całe życie mieszkałam w mieście, gdzie o swoje potrzeby można zadbać bez wychodzenia z domu. Doprawdy nie wiem, w którym momencie ubzdurało mi się, że jestem samowystarczalna. Lubię spędzać czas w samotności, wtedy odpoczywam i zbieram myśli. Ale totalna izolacja jest niszcząca. Myślę zarówno o braku głębszych relacji jak i wsparcia w otoczeniu. Cały styczeń to seria przypadków, gdy musiałam prosić obcych ludzi o pomoc. Lekcja pokory dla kogoś kto wierzył, że nikogo nie potrzebuje. Po tym, jak po burzy śnieżnej utknęłam w hostelu na weekend obiecałam sobie, że następnej zimy będę miała wszystkie niezbędne numery w telefonie i dogadam się po islandzku. Tym bardziej, że Kjartan, który odśnieża miasteczko, nie mówi po angielsku. Ludzie bardzo sobie tutaj pomagają, ale łatwiej jest tym zintegrowanym.
--
Przeprosiłam się więc z gadką-szmatką i uprawiam czasem. Idzie kulawo, ale do przodu. Poznaję się z ludźmi jak leci, bo i tak jest ich mało. Są za to bardzo wszechstronni - umiejętności i sprzęt to waluta cenniejsza niż pieniądz.
Gadka-szmatka podczas sztormu.
--
Odnośnie wszechstronności, to prawie każdy poznany tu facet udziela się w jakichś służbach. Na przykład dwóch chłopaków z ekipy remontowej jeździ w karetkach. Tak mają dyżury poukładane, że od miesiąca trzy pokoje czekają na listwy podłogowe. Ale nikt się nie przejmuje. Szef pyta mniej więcej raz w tygodniu, czy już skończyli, ale tylko z ciekawości, bez pretensji i napinki.
Służby obchodziły 11 lutego swoje święto - z lokalnego punktu tuż obok hostelu wyjechały na sygnale wszystkie lokalne jednostki, czyli wóz strażacki, karetka, radiowóz i wóz terenowy. Myślałyśmy, że lawina zeszła! Objechali miasteczko, a potem lokalna dzieciarnia z rodzicami zeszła się na dzień otwarty. Nasz opuszczony zakątek na kilka godzin wypełnił się gwarem.
--
Pisałam o tym, że w naszej części półwyspu zimą nie świeci słońce - pierwszy raz zobaczyłam je 3 lutego, w dniu przyjazdu dziewczyn. Na pewno wyglądało zza gór już od kilku dni, ale przy silnym zachmurzeniu nic nie było widać. Od tamtego czasu dzień znacznie się wydłużył.
--
Próbujemy z dziewczynami wyrobić sobie jakąś rutynę, zarówno w pracy jak i w czasie wolnym. Na razie obłożenie jest w okolicy 50%, więc korzystamy z luźniejszych dni. A że luty obfitował w okazje do świętowania, to piekłyśmy i smażyłyśmy zawzięcie. Obchodziłyśmy tłusty czwartek, parę dni później jego islandzki odpowiednik bolludagur, następnie moje urodziny oraz islandzki dzień kobiet. Został jeszcze polski, nie wiem gdzie nam się to poodkłada.
Tłusty czwartek - chrust i pączki.
--
Wciąż mamy pewne braki w wyposażeniu kuchennym, ale radzimy sobie.
--
Podjadając chrust zabrałyśmy się za pączki, do których byłam bardzo sceptycznie nastawiona. Kilka razy w życiu próbowałam domowej wersji i nie smakowały mi wcale. Były małe i twarde, dziwne takie. Nie marudziłam głośno, ale w duchu postanowiłam zjeść tylko jednego.
--
Zjadłam jednego a potem... dwa następne, jeszcze ciepłe. Rewelacja! Inne niż z piekarni, ale mięciutkie i puszyste, przepyszne! Na drugi dzień kończyłyśmy zapasy i były tak samo świeże i smaczne. Najlepsze!
--
Chwilę potem, w poniedziałek, był islandzki odpowiednik tłustego czwartku, czyli bolludagur. Bollury to takie ptysie z bitą śmietaną i różnymi dodatkami.
--
Środek smaruje się dżemem lub karmelem, można też dać krem czekoladowy, co kto lubi.
--
A na to bitą śmietanę, omomom.
--
Powinna być też polewa, ale nie chciało nam się robić. Wersji bollurów jest mnóstwo, tak jak u nas pączków.
--
Na urodziny Bela zrobiła mi tort bezowy na białkach, które zostały po tłustym czwartku. Beza została upieczona z dodatkiem płatków śniadaniowych, które zamieniły się w skarmelizowane, chrupiące grudki; następnie przełożona bitą śmietaną. Nic nie zostało na drugi dzień.
--
W niedzielę zaś był islandzki dzień kobiet i Bela upiekła sernik królewski ze skyra. Stwierdziła, że nie wyszedł dobrze i nazwała go królewskim gniotem. Zjedliśmy.
--
No i tyle. O pogodzie mogłabym wiele pisać, bo nie sposób spędzić tu dwóch takich samych dni. Generalnie jest dużo śniegu, ale raz na około tydzień przychodzi ocieplenie i wtedy prawie cały śnieg topnieje w oczach. Trwa to maksymalnie 2-3 dni, potem znowu sypie - zawsze od serca.
Weźmy sobotę w południe, 10 stopni na minusie i bieluśko, tylko nad górami miękka kołderka.
--
Po południu ta kołderka spływa niżej, zaczyna wiać i lać, temperatura na plusie, więc wieczorem połowa śniegu znika, reszta topnieje w niedzielę i poniedziałek.
A dziś znowu jest biało.
--
Mieszkam tu już od pół roku 💚
@tipu curate 5
Upvoted 👌 (Mana: 0/75) Liquid rewards.
Nic tylko pozazdrościć. Zwłaszcza, że nie mogę zrobić tego samego 😜
Może na razie nie 😉
Piękne widoki :)
😊💚
Pysznie i pięknie!
❤️❤️
Congratulations, your post has been added to Pinmapple! 🎉🥳🍍
Did you know you have your own profile map?
And every post has their own map too!
Want to have your post on the map too?
Hello wadera!
It's nice to let you know that your article will take 5th place.
Your post is among 15 Best articles voted 7 days ago by the @hive-lu | King Lucoin Curator by polish.hive
You receive 🎖 0.6 unique LUBEST tokens as a reward. You can support Lu world and your curator, then he and you will receive 10x more of the winning token. There is a buyout offer waiting for him on the stock exchange. All you need to do is reblog Daily Report 224 with your winnings.
Buy Lu on the Hive-Engine exchange | World of Lu created by szejq
STOP
or to resume write a wordSTART